Chodzi mi tu o koncentrację na treningu. Przecież nie chodzi nam o to żeby tak strasznie myśleć o ćwiczonych mięśniach, czy ćwiczeniu, żebyśmy aż zeza robili przez zmarszczone czoło od skupienia.
Wystarczy że przestaniemy myśleć o tym co ostatnio zaprząta nam głowę, nie będziemy szukać odniesień do tego w telefonie, w internecie, czy od napotkanego znajomego na siłowni. Że pozwolimy sobie na pustkę w głowie. że zrobimy miejsce dla pustki w głowie i nie będziemy czuli się z tego powodu źle, a zamiast tego mentalnie podryfujemy z uśmiechem.
Ja wiem, czasem się nie da. W cięższych sytuacjach najbardziej terapeutycznie działa wygadanie się. A co będzie lepszym odbezpieczeniem potoku myśli niż treningowe podniesienie ciśnienia, targniecie ciężaru własnego lub żelaznego. Kiedy jednak szczerze zastanowimy się i podsumujemy, to fakt jest taki: kiedy zostawimy na moment pewne rzeczy bez uporczywego szukania rozwiązań, i pozwolimy sobie na reset, wówczas wracamy na plac gry z nowym, świeższym spojrzeniem.
Przeszkadzajki często same się przyklejają, zabierają uwagę. Są przypadki które opierają swoją wymianę tlenową na potoku słów, wniosków, pomysłów, co jeszcze gorsze (choć intencje, jak to z nimi bywa, szczere…) sugestii w celu poprawy naszej sytuacji. Kto chwile potrenował ten wie jak wrócić do koncentracji. Niedoświadczony może zostać łatwo wybity z rytmu, chociażby przez osobę która emanuje sobą naokoło i tworzy spektakl który ma być oglądany, robi coś lepiej (wg nas), szybciej, więcej, lepiej wygląda, i w ogóle co ja tutaj robię, przecież się nie nadaje…:) Odnośmy to co robi dana osoba do tej osoby, a porównania odnajdujmy w sobie.
Tak samo jak wewnętrzny spokój, i ciszę.